Myślisz, że wyłowienie w lumpeksie garnituru modnego, dobrego gatunkowo, a przy tym świetnie leżącego to nie takie hop-siup? Masz cholerną rację! To trudniejsze niż wciągnięcie rurek bez elastanu. Potrzeba wiedzy i szczęścia. Szczęście zostaw szczęściu, a reszty Cię nauczę.
Zanim przejdę do konkretnych wskazówek, jak wynaleźć w lumpie garniak picco bello, dam upust swoim gawędziarskim potrzebom i opowiem o moim pierwszym w życiu garniturze. Jeśli masz gdzieś historię małego niekumatego chłopca w garniaku brzydkim jak noc, przeskroluj do akapitu „Wchodzę do lumpa i co dalej”. Jeśli jednak lubisz kosztować schadenfreude, to usiądź wygodnie i posłuchaj, bo nakarmię Cię po uszy. Mam bowiem garniak pełen smaczków.
ANTYGARNIAK
Wstęp do tej historii napisało życie. Prozą, by tak rzec, dość prozaiczną. Ot, zaszła potrzeba, by małego Przemka, ucznia 2 klasy gimnazjalnej (wolno rosłem) ubrać w coś bardziej eleganckiego niż biała koszula, krawat na sznurku i spodnie w kant. Nie znaczy to jednak, że wcześniej nie nosiłem się elegancko. Ba, nawet wyżej na drabinie formalności, bo w white tie, czytaj: we fraku. A tak-tak, jako mały Miki tańczyłem na turniejach walce i tanga odziany we frak. Nadal jednak nie miałem garnituru. Wtedy Pani Chwila oświadczyła moim rodzicom, że już czas i chłopak jest gotowy.
Tak naprawdę to ja oświadczyłem staruszkom, że wygrałem lokalny szczebel konkursu na rozprawkę i jako poseł ziemi dolnośląskiej jadę do Warszawy na Sejm Dzieci i Młodzieży. Wtedy rodzice uznali, że trza iść w garniaku na salony, a wcześniej do Marino, gdzie takowe garniaki sprzedają.
Ktoś pamięta Marino? To jeden z pierwszych supermarketów we Wrocławiu. Jedno z pierwszych miejsc, gdzie zachodni kapitalizm głaskał cię po główce i szeptał do uszka: to wszystko może być twoje. Gdy weszliśmy tam dziarskim krokiem, z garścią banknotów w dłoni, Marino już nawet nie zipało. Została po nim przestrzeń handlowa podzielona jak ciało wieloryba wyrzucone na brzeg. Każdy coś tam sprzedawał po kątach, a w centrum na parceli wyznaczonej sznurkami rozłożyło się wesołe miasteczko dla dandysów i innych elegantów. Tam właśnie kupiliśmy garnitur.
Chcę, abyś dobrze zrozumiał/a powagę sytuacji. Ten cały Sejm Dzieci i Młodzieży jest ogólnopolskim spędem dzieciaków, wśród których politycy mogą brylować i rozdawać pamiątkowego kasety VHS z zapisem ostatniego plenum, czy innego grilla. Każdego pierwszego czerwca przyciąga chwilową uwagę mediów. Kręcą się kamery, błyskają flesze i uśmiechy, padają zdjęcia, obietnice, ale nie trudne pytania. Trwa szopka, która ma pokazać, że rządzący biorą sobie do serca słowa Jana, że takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży bla… bla.. bla… ha-ha-ha, może znaczek z logo partii? Powiedz, chłopcze, na kogo będziesz głosować?
I na ten cyrk musiałem zajechać w garniaku. To duża odpowiedzialność. Zbyt duża jak na barki piętnastolatka. Na szczęście niewiedza bywa błogosławieństwem. Gdybym znał się na garniturach choć w połowie tak, jak teraz, z miejsca zrzekłbym się mandatu posła. Jak możecie dowiedzieć się z tego artykułu byłem wtedy chłopakiem, który nie odróżnia sukienki od spódnicy, a na modzie zna się gorzej niż żaba na lotach kosmicznych. Garniak jest garniak, czego chcieć więcej? Dlatego wtedy w Marino pozwoliłem, aby rodzice do spółki ze sprzedawczynią wybrali za mnie. Jak wyglądało to cudo mody sartorialnej? Miało wszystko, czego nie powinien mieć garnitur, i nie miało wszystkiego, co garnitur mieć powinien.
Zacznijmy od klap, które wpływają na wizualny odbiór klatki piersiowej, górnej połowy ciała i właściwie całej postury. Bywają różne, zależnie od mody – teraz rządzą szerokie, zwłaszcza te ze szpicem jak we fraku. Jeszcze nie tak dawno dużą popularnością cieszyły się wąskie klapy, w sportowym wydaniu. Również kozerka, czyli szew łączący kołnierz z klapami, przez dekady wędrowała to w górę, to w dół. Marynarka mojego pierwszego w życiu garnituru miała gdzieś te subtelne zmiany, bo w ogóle nie posiadała klap! Żadnych, ani jednej! Przód bardziej przypominał oblamowane poły szlafroka. Obok w kontraście do szarych rękawów rozciągały się płaty nijakiej kraty. Wyobrażacie sobie coś takiego? Wchodzicie do sklepu, a sprzedawca prezentuje Wam szary garnitur z przodami w gęstą kratę? Mało tego, w pakiecie dorzuca kieszenie zapinane na zamek błyskawiczny z metalowym „wisiadłem” i brak brustaszy, czyli tej kieszonki na piersi. Bierzecie?
Moi rodzicie wzięli. Oczywiście rozmiar za duży, bo chłopak rośnie jak na drożdżach, każdego dnia coraz większy, więc żeby nie wyszło, że za miesiąc garniak zrobi się za mały, a zwrotów przecież nie ma. Ważne, że rękawy nie zasłaniają całych dłoni. A mnie harmonie nad butami nie wydały się niczym dziwnym, wszak w szkole królowała moda na skejting.
(Nie winię rodziców. Wypruwali sobie żyły, żebym ten garniak w ogóle miał. Gdyby kupili coś mniej zapadającego w pamięć, o czym bym teraz pisał?)
Mógłbym zawołać: jakiż wstyd, jaka kompromitacja! W takim cudactwie wejść między marmury sejmowych korytarzy? Zasiąść na pluszu poselskich foteli? Mógłbym, ale wiem, że ten gmach widział gorsze outfity. I widzi wciąż, każdego dnia. A ja przynajmniej miałem wtedy krawat z lumpa.
TEN PIERWSZY RAZ
Kupno garnituru bywa nieraz związane z ważnymi momentami w życiu mężczyzny. Bale, egzaminy, śluby czy chrzciny wymagają odpowiedniego opakowania. Możesz mieć ich w szafie tysiące, na świątek, piątek i wszystkie okazje, dwurzędowce, wintydżowe trzyguzikowce, w kratę, pasy i groszki, lekkie garniaki solaro i grube wełniane tweedy, ale to ten pierwszy pozostanie tym wyjątkowym. Już nigdy potem, ani przedtem nie kupisz pierwszego w życiu garnituru.
Sprzedając garniaki naoglądałem się gości przyprowadzonych przez matki jak cielęta na rzeź. Rozbiegane oczy, zaciśnięte usta i wypisana na twarzy świadomość, że zaraz będą rozbierani, opiekani badawczymi spojrzeniami obsługi, przyprawiani coraz to nowym dodatkiem. Udręka. Nie zrozumcie mnie źle – sam byłem takim nieborakiem ubieranym przez mamę. Nie mam nic przeciwko zabieraniu mamy na zakup garniaka, zwłaszcza jeśli zna się ona na modzie sartorialnej albo za ten garniak płaci. Poza tym zawsze dobrze mieć przy sobie osobę zdolną szczerze powiedzieć, że wyglądamy jak… przez okno, gdy sprzedawczyni w takiej sytuacji ściemni, że to okno jest akurat teraz bardzo modne.
Często jednak zdarza się, że matki-doradczynie zatrzymały się w trendach na Modzie Polskiej, kolekcja Wieczna Jesień 77. i nieświadomie, z dobrej woli wyrządzają swoim synkom wizerunkową krzywdę. Trudno je przekonać do współczesnych rozwiązań: rękaw zawsze jest za krótki, a nogawka zbyt wąska. Poza tym żywią obawę, że sprzedawca podobnie jak ten gagatek sprzed trzydziestu lat, który na placu sprzedawał garniaki z paki poloneza, chce ich okpić i oszukać, a gotów jest śpiewać najsłodszymi kłamstwami.
Dobry sprzedawca nie powie: widzisz, Sancho, ten wiatrak? Walimy do upadłego! Nie będzie walczył o twój wizerunek. Dobry sprzedawca odpuści, przytaknie Pani Mamie i zgarnie premię za paragon. To przecież nie on będzie latał po sali weselnej w marynarce-kaftanie. Zaś dobry stylista poradzi Ci posłać mamę na kawę i sam zajmie się wyborem. Ja zaś radzę Ci słuchać dobrych rad dobrych stylistów i nie wyciągać rąk do przodu podczas mierzenia marynarki, bo rękawy zawsze się wtedy cofną. Chyba, że szukasz stylowego garnituru do lunatykowania.
WCHODZĘ DO LUMPA I CO DALEJ?
Najpierw szukasz działu męskiego. Zawsze możesz zapytać kogoś z obsługi, bo bywają takie lumpeksy – i nie należą do moich ulubionych – które serwują towar wymieszany: damski z męskim, a na dokładkę dziecięcy. W jednym z wrocławskich Darsów dział męski znajduje się w trzecim pomieszczeniu, za winklem, w innym wisi w dwóch miejscach – różnymi labiryntami wiedzie w lumpach droga po skarby. Gdy już odnajdziesz odpowiednie złoża, zaczynasz kopać. Marynarkę łatwo wyłowić nawet wzrokiem, najtrudniejsze to nie pomylić onyksu z węglem. Jak tego uniknąć?
Jak znaleźć dobry towar? Musisz zajrzeć do brzucha. Rozchylić poły marynarki i przetrzepać kieszenie. W nich znajdują się metki z wieloma istotnymi informacjami: rozmiarem, krajem produkcji i składem materiału. Jeśli znajdziesz takie magiczne słowa jak: virgin wool (po niemiecku Schurwolle, a po włosku lana vergine), to masz szczęście i trzymasz w dłoni marynarkę z wysokojakościowej tkaniny. Zwrot dziewicza wełna oznaczać może albo, że pochodzi ona z pierwszego strzyżenia młodych jagniąt, albo jest to wełna nigdy wcześniej nie przetwarzana (np. tkana). Czasem możesz trafić na oznaczenia dotyczące skrętności wełny np. 100’s, 150’s, 200’s. Im wyższa liczba, tym droższy materiał, bardziej delikatny, ale też bardziej podatny na gniecenie i zniszczenia.
A jak znaleźć modny towar? Na początku odrzuć marynarki zapinane na 3 guziki. To wintydż, który należy umiejętnie ograć resztą stylizacji. W przeciwnym wypadku będziesz wyglądał jak ofiara prezentu od dziadka. Dwa guziki – nie więcej. Poza tym szukaj sprawdzonych klasycznych rozwiązań. Kolor granatowy i szary, lecz nie czarny. Czarny garnitur przyda Ci się tylko na pogrzeby. Chyba, że wybierasz się na casting do kolejnej części „Blues Brothers”, „Pulp fiction” czy „Facetów w czerni”. (Wyjątkiem jest czarny garniak w białe prążki – ten wrócił do łask). Ze wzorów wybieraj kraty (najlepiej te z dużym „oknem”), jodełkę (tzw. herringbone) lub prążki. Wszelkie udziwnienia: kolorowe obszycia dziurek, lamówka na brzegach klap, podwójne butonierki, nadruki, czy naszywki niech zapalą w Twojej głowie czerwoną lampkę. Tym potworkom dziękujemy.
Ze zwałów lumpa wyłowiłeś już odpowiedni garnitur? Wolny od stylistyczny wygibasów i zrobiony z jakościowej wełny? Gratuluję, połowa drogi za Tobą. Teraz czas na przymiarkę i ocenę, jakie poprawki krawieckie trzeba zastosować, abyś wyglądał jak spod igły. Nic się nie bój, wszystko Ci wyjaśnię: jak sprawdzić, czy garnitur leży jak należy, w które poprawki warto zainwestować, a kiedy powiedzieć sobie dość.
Zrobię to jednak w drugiej części tego poradnika. Czuję bowiem, że dość już nadużyłem Twojej cierpliwości. Przeczytałeś/łaś właśnie ponad 1,5 tys. słów. Nie mam czelności prosić o więcej. O jedno tylko: napisz, jak Ci siadł ten artykuł. A może nawet pochwalisz się garniturem wyłowionym w lumpie?
Fajny artykuł. Gratuluje wiedzy. Czy te 3 guziki o odnoszą się też do damskich marynarek i żakietów?
Hej, dzięki za miłe słowa, cieszę się, że artykuł przypadł Ci do gustu. W modzie damskiej nie ma tak żelaznych reguł i skrupulatnego liczenia, żakiety mają więcej swobody i mogą dobierać guziki bez ograniczeń. Również współczesne produkty mają więcej niż dwa, trzy guziki