Zakupy w lumpeksie nigdy nie były spacerkiem po kwietnej łące. Nieraz przypominały marsz ciemną doliną, czy drogę przez dżunglę. Co się zmieniło, gdy zawisł nad nami cień pandemii? Jak teraz kupować w lumpach?
Odpowiem Ci już na wstępie: kupuj z głową. A najlepiej z nią pogadaj. Tak właśnie, pogadaj ze swoją głową. Zapytaj, czy w obecnej sytuacji warto podejmować ryzyko? Ryzyko, na które i tak musisz godzić się przy niemal każdym wyjściu z domu. Przy dotykaniu poręczy w autobusie, wciskaniu guzika w windzie, czy manewrowaniu sklepowym wózkiem. Czy warto dokładać do tej listy wizytę w lumpeksie?
Sam najlepiej wiesz, kim jesteś: młodym byczkiem, który ostatnie przeziębienie złapał w przedszkolu, czy astmatykiem z obniżoną odpornością. Najbezpieczniej siedzieć w domu, ale jak długo można? Poza tym najwięcej wypadków zdarza się właśnie w domu (wg badań IDzD). Żyć trzeba dalej, lecz inaczej. Czeka nas parę nawyków do wykucia na blachę: wzmożona higiena, dystans społeczny (oraz do siebie), czy zasłanianie twarzy. Jak tego wszystkiego przypilnować podczas zakupów w second-handzie?
Nie będę Cię czarował, że wirus nienawidzi fast fashion i celowo omija lumpy. Nie będę też straszył, że w lumpeksie to gorzej niż na targu mięsnym w Wuhan. Po otwarciu lumpeksów poszedłem na zwiad, aby własnymi oczami wybadać temat. Zrobiłem to, bo jestem lumpsetterem, lumpdiggerem, a przede wszystkim blogerem. Poszedłem po odpowiedź z pierwszej ręki na pytanie, jak rynek mody z drugiej ręki radzi sobie po tym, gdy pandemia związała ręce branży odzieżowej.
KRAJOBRAZ PO BITWIE
Niektórzy nie sprostali. Kilka lumpeksów zamknęło podwoje, zwłaszcza te małe, prowadzone przez lokalnych przedsiębiorców z branży second-hand, ale nie tylko one. Bolesnym ciosem w moje lumpiarskie serce był widok opuszczonego Darsu w D.H. Lotos na wrocławskim placu Legionów. Choć sieć wznowiła działanie, z korony lokali wypadł ten jeden kamień – może nie szlachetny, ale klimatyczny. Nigdy nie zapomnę skrzypienia starego parkietu, gdy dziarskim krokiem zmierzałem na dział męski. Wielkich długich stołów zapełnionych tekstylnym dobrem. Choć w Lotosie rzadko wyławiałem wintydż, zawsze mogłem bez wstydu i zawiedzionych nadziei zaprowadzić tam znajomych na poszukiwanie casualowej mody dnia codziennego. Już nie będzie Lotosu na następnym Tour de Lump.
NOWY NIE-WSPANIAŁY LUMP
Emocje rządzą handlem, zwłaszcza odzieżowym. Wchodząc do sieciówki kupujesz nie tylko szmatkę wyprodukowaną w duchu pogardy dla natury i praw pracowniczych, ale przede wszystkim poczucie przynależności. Słodką, wspaniałą iluzję. Wielki Brat Marketing zaprasza Cię do zaszczytnego grona ludzi, których stać na co-chwilę-nowe. Wsiadaj, nie ma czasu na wyjaśnienia, fast fashion nie zwalnia. Chwyć w dłonie bawełnę (która tankowała chemię od ziarenka, pozszywaną w karkołomnym tempie), bo sobie zasłużyłeś. Bo możesz sobie pozwolić. Wszystko jest przecież takie tanie na przecenie, śmiesznie tanie. Strasznie tanie.
Branża second-hand z oczywistych powodów (finansowych) nie może sobie pozwolić na stymulowanie takich zachowań konsumenckich. Wyobrażacie sobie reklamę lumpeksu, w której długa, chuda modelka z bitch-facem na twarzy, kieliszkiem prosecco w dłoni ciągnie po schodach dół wieczorowej sukni, trzaskają flesze paparazzich, w tle gra Mozart, a zapytana, czy włożyła dziś Diora, odpowiada, że nie, bo lumpa? No właśnie. Entuzjaści mody z drugiej ręki nie zlecieli się skuszeni marketingowym blingiem. Lumpeksy nie szastają pozłotkiem, bo go po prostu nie mają. Nie jest to biznes, na którym łatwo zbić fortunę i ustawić rodzinę na kilka pokoleń w przód. I bez pandemii, bez lockdownu second-handy muszą się namachać, żeby utrzymać głowę na powierzchni. Dlatego każdy dodatkowy koszt może pociągnąć je na dno.
A wydatków przybyło. Środki ochrony osobistej (rękawiczki, żele do dezynfekcji) kosztują, zwłaszcza teraz gdy stały się towarem pierwszej potrzeby. Wiele lokali musiało przebudować strefę kas lub uzupełnić ją o pleksiglasowe osłony. Po co o tym piszę? Po co ten przydługaśny wstęp? Abyście nie spodziewali się, że w lumpeksach przesadnie dbają o bezpieczeństwo sanitarne. Wymagane minimum to dobre określenie. W second-handach, które odwiedziłem, można było mierzyć ubrania. Lumpy nie trafiały potem pod parownicę, czy na magazynową kwarantannę. Nie zauważyłem również oznaczeń (np. na podłogach) ułatwiających zachowanie dystansu społecznego. W każdym jednak lumpeksie znajdował się przy wejściu środek do dezynfekcji oraz kartki z zaleceniami. Spomiędzy wersów tych zaleceń przebija się jeden prosty komunikat: nikt tak o Ciebie nie zadba, jak Ty sam.
Jak to zrobić? Jak sprawić, by zakupy w lumpeksie były możliwie najbezpieczniejsze? Oto kilka sposobów:
RĘKĄ RĘKĘ MYJ
Myj ręce. Nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Zanim trefny nietoperz trafił do chińskiego rosołu, pisałem, przypominałem, napominałem, że podczas lumpowania przyda Ci się żel antybakteryjny. Kopanie w zwałach ubrań brudzi ręce, zwłaszcza w tych większych lumpeksach z dużą rotacją towaru. Second-handy obracające tonami nie mają środków bądź możliwości, aby wyprać i wyprasować każdą rzecz (co staje się już standardem w małych lokalach). Ale zanim odzież używana trafi do sklepu, poddawana jest dezynsekcji i dezynfekcji, np. w komorach formaldehydowych. Odpowiada za to sortownia, która ją sprowadza do Polski, a kontrolę nad dopełnieniem tego wymaganego prawem obowiązku sprawuje sanepid.
Według danych z badań Amerykańskich Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom koronawirus jest w stanie przeżyć na powierzchni tkaniny do 48 godzin. Oznacza to małe prawdopodobieństwo, że przywędruje on do lumpeksu wraz z dostawą. Prędzej zostawi go ktoś z klientów lub obsługi. Można liczyć czas przetrwania wirusa na różnych powierzchniach, dezynfekować co się da, ale nadal to drugi człowiek jest najskuteczniejszym wektorem zakażenia. Dlatego tak istotny dla bezpiecznych zakupów jest kolejny krok.
ORIENTUJ SIĘ
Ja wiem, że dostawa kusi. Sam nieraz – oszukany przez budzik – wpadałem do lumpa grubo po dziewiątej, grzebałem w resztkach, a złośliwa wyobraźnia podpowiadała, ileż to fantastycznych perełek, markowych skarbów inni poławiacze sprzątnęli mi sprzed nosa. Innym razem dzielnie, łokieć w łokieć walczyłem o lepszy wintydż, godząc się z faktem, że dostawa nowego towaru budzi w niektórych amatorach lumpeksów zwierzęce instynkty. Obecnie jednak tłum w lumpeksie nie grozi tylko podeptanymi butami. Tłum stał się dziś groźniejszy niż w czasach Ludwika XVI. A tłum w dniu dostawy bywa nieobliczalny. Unikaj tłumu. Unikaj dostaw. Im mniej ludzi w second-handzie tym bezpieczniej. Orientuj się w liczbie klientów. Włóż głowę do środka i sam oceń, czy wystarczy dla Ciebie wolnej przestrzeni.
Podobne zagęszczenie występuje dzień przed dostawą, gdy cena towaru jest najniższa. W niektórych lumpeksach poinformuje Cię o tym specjalna rozpiska na tablicach wewnątrz lub okleinach na zewnątrz. Znajdziesz na niej informacje, kiedy wjeżdża nowy towar, a kiedy żegna się stary. W te dni będzie kocioł. Miej tego świadomość.
MIERZ ZAMIARY NA SIŁY
Istnieje pewna hardcorowa wersja lumpowania, w której kupuje się ubrania bez mierzenia. To opcja dla tych, którzy mają na swoim koncie sporo udanych połowów, tysiące przymierzonych sztuk, a przy tym wyrobili sobie miarkę w oku. Mierzenie lumpów nie jest łatwe. Oprócz samej świadomości, że to ubrania używane, przymiarkom nie sprzyja nieraz mała ilość kabin i kolejki do nich. Niektóre części garderoby można przymierzyć „przy wszystkich” (marynarkę, płaszcz), ale np. spodnie, spódnicę czy cienki podkoszulek to już nie bardzo.
Zawsze możesz zdać się na oznaczenia na metkach, ale rozmiar rozmiarowy nierówny. Nawet dziś rozmiarówki firm różnią się od siebie. Jedne bywają zawyżone, inne zaniżone, jeszcze inne do niczego niepodobne. A co dopiero wintydż sprzed 30 lat, albo z czasów gdy królował oversize i w dawną M-kę zawinęłyby się dziś dwie osoby. Poza tym na niektórych lumpach brakuje metek z rozmiarem, albo znajdzie się taki, który niewiele Ci powie, bo to np. rozmiarówka niemiecka czy angielska.
Metki z rozmiarami potrafią kłamać, dlatego zdaj się na liczby, które mówią prawdę: obwody. Przed wyjściem na lumpy zmierz swoje ciało miarką krawiecką. Szyja, klatka piersiowa, talia, biodra – to podstawowe dane. W zależności od potrzeb i rodzaju garderoby możesz dodać obwody bicepsa, uda, łyski, pachy i pachwiny. Otrzymane wyniki podziel na pół i zapisz np. w telefonie. Potem w lumpie mierz ubrania na płasko szukając zbliżonych wyników. I nie bądź zbyt dokładny. Nie martw się, jeśli wymarzona koszula nie ma dokładnie 102 centymetrów w klatce. Gdyby miała w obwodzie tyle, co Ty, nie byłaby to najwygodniejsza koszula.
W taki sposób unikasz mierzenia, bliskiego kontaktu z używaną odzieżą, a przy tym minimalizujesz ryzyko przestrzelania z rozmiarem. Mniejsza szansa, że kupisz lumpa, który trzeba będzie komuś oddać, albo znów wrzucić na „rynek wtórny”.
Jeśli nie masz miarki krawieckiej, to idź do sklepu (np. do pasmanterii) i sobie kup. A jeśli Ci się nie chce, bo nie, lub nie masz czasu, kasy, albo masz za daleko, to popytaj na miejscu w lumpeksie. Lumpenmamy nieraz trzymają ją za kasą. Spotkałem się nawet z miarką przyklejoną do brzegu stołu.
PRAĆ? PRAĆ!
Pierz lumpy. Nawet nie raz, a dwa. Sam niektóre piorę po trzy razy, nawet nie z powodu uporczywego „zapachu lumpa”, ale dla spokoju ducha. Bo gdy weźmiesz w dłonie swój mięciutki, pachnący lawendą wełniany sweterek, wspomnienie, że leżał zwinięty w kłębek pomiędzy lumpami w magiczny sposób traci na wyrazistości. Korzystaj też z pralni. Pralnia to wielki sojusznik każdego lumpdiggera. Zawsze, gdy wyławiam w lumpeksie marynarkę, w głowie doliczam do ceny koszt pralni. Najczęściej i tak wychodzi z tego niezły cebuladeal.
W ogóle to pierz każde ubranie, także te nowe kupione w sklepie. Nawet jeśli sklep pachniał świeżo upieczonym chlebem, a miła ekspedientka Chanel No.5, nawet jeśli ubranie „czuć” nowością, to nie wiesz, co działo się w bangladeskiej fabryce. Co wpakowano razem z nim do kontenera płynącego przez ocean? Jaki zapach panował w magazynie?
Czy wiesz?
Ja wiem. Dlatego radzę Ci – pierz!
CO ROBIĆ?
Choć nasz świat zwolnił, to nadal się kręci. Nadal musisz jeść, zażywać słońca i ruchu, nadal musisz się ubierać. Na szczęście możesz robić zakupy odzieżowe, nie wychodząc z domu, a przy tym odpowiedzialnie i w duchu zero waste, kupując lumpy przez internet.
Powszechna izolacja zmusiła secondhandy i sprzedawców wintydżu do mocniejszego zaangażowania się w rozwiązania typu e-commerce. Do dużych serwisów, np. vinted.pl czy aplikacji Less dołączyły mniejsze lumpeksy on-line i wezbrał handel przez media społecznościowe. Nigdy wcześniej kupowanie odzieży używanej nie było tak wygodne. Żadnych tłumów, kolejek przed dostawą, czy nieprzyjemnego zapachu. Ubrania nierzadko przychodzą wyprane, a nawet zapakowane ekologicznie. Klikasz, czekasz, mierzysz i fitujesz.
Oczywiście możesz cenić w lumpowaniu coś jeszcze: emocje, zdrowe współzawodnictwo, fizyczną aktywność. Second-handom sprzedającym w sieci trudno będzie zastąpić to nagłe uczucie szczęścia, dopaminowy strzał, który trafia Cię w głowę, gdy ze zwałów niczego wyciągniesz coś rzadkiego, drogiego, czy po prostu pięknego. Lumpowanie w realu to trochę hobby, trochę sport, trochę gra towarzyska. Oglądanie meczu nie zastąpi gry w piłkę.
Jeśli masz zamiar kontynuować chlubny zwyczaj kupowania odzieży z drugiej ręki, proszę, rób to z głową. Dbaj o zdrowie własne i innych. A jeśli trochę się cykasz – wybierz lumpy on-line. Pamiętaj, to Ty tu jesteś najważniejszy. Bez Ciebie moda, to tylko pozszywane kawałki materiału.