W rzece lumpów, która wartko płynie przez nasz kraj, trafiają się okazy dla każdego. Wszystkie szproty i byczki znajdą coś dla siebie za całkiem małe sumy. Są jednak sztuki, których nie warto łowić. Opowiem Wam o nich w tym poradniku.
Wiele ubrań zasługuje na drugą szansę. Niczym zabawki w „Toy Story” miały swoich właścicieli, którym poprawiały humor, dodawały uśmiechu i nie raz, nie dwa ratowały skórę. Nasiąkały nie tylko potem i deszczem, ale także historią. Pokrywały się pamiątkami wspólnie spędzonych chwil. Wyblaknięcia od wzlotów ku słońcu, przetarcia po upadkach na bruk rysowały na nich mapę przygód. Współczesne ubrania serwowane przez fast fashion nie mają tego szczęścia. Są tylko chwilowym okryciem. Łatwym do zastąpienia. Łatwym do wyrzucenia. Ale każde z nich jest owocem zbiorowej pracy. Ktoś musiał wytężyć mózg, żeby je zaprojektować. Czyjeś ręce musiały wykroić i zszyć materiał. Dlatego właśnie, z szacunku dla zużytych zasobów oraz ludzkiej pracy należy dawać ubraniom drugą szansę.
Czy wszystkim? To zależy od wielu czynników. W tym artykule odłożę na bok kwestie estetyczne. Przestrzegając Cię przed poławianiem byle czego, skupię się na materiałach. Są bowiem takie, którymi nie warto się otaczać. Ani latem, ani zimą. A zwłaszcza zimą.
W związku z reaktywacją akcji #lumpsweter, w której zachęcam Was do prezentowania złowionych w lumpeksach swetrów, wezmę na tapet najgorszy z najgorszych materiał swetrotwórczy: akryl. Jeśli znajdziesz go na metce wewnątrz wyłowionego swetra, wrzuć to z powrotem w odmęty lumpów. Dlaczego? Bo zasługujesz na coś lepszego.
AKRYL
Akryl (poliakrylonitryl PAN) powstał w 1941 w laboratoriach firmy DuPont (koncern odpowiada również za wynalezienie m.in. lycry, nylonu, czy teflonu). Sześć lat później znalazł komercyjne zastosowanie w wielu branżach, również w modzie. Dzięki kilkustopniowej obróbce udaje się go upodobnić do wełny. Dlaczego producenci wciskają Ci akryl? To proste jak dwa plus dwa razy tysiące sprzedanych sztuk – akryl jest tańszy. Nawet czterokrotnie tańszy od naturalnej wełny, która z roku na rok drożeje, więc różnica w cenie będzie się tylko pogłębiać. Jeśli widzisz w sklepie gruby sweter z warkoczowymi splotami, wykładanym kołnierzem, a kosztuje on stówkę – nie musisz nawet zaglądać do metki ze składem. Producent odzieży to nie św. Mikołaj, nie rozdaje prezentów, a robi pieniądz. Na Tobie. Bo na kim innym?
Akryl ma swoje plusy i minusy. Rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły Wam minusów. Dlatego właśnie od minusów zacznę:
MINUSY
– przędza akrylowa szybko się mechaci i „kulkuje”. Twój-super-nowy-kupiony-na-promce-sweter zestarzeje się już po kilku praniach. Owszem możesz sobie kupić specjalną maszynkę i golić go z uporem maniaka, ale to jak pudrowanie zmarszczek. Prędzej czy później akrylowe kulki wyjdą na wierzch, a Tobie z czasem zbrzydnie robota golarza. To oczywiście żadne zmartwienie dla twórców fast fashion, im przecież zależy, aby kupować i wyrzucać, kupować i wyrzucać, kupować i wyrzucać, i wyrzucać i kupować, kupować, kupować, wyrzucać…
– niski komfort termiczny. Wbrew temu, co może się wydawać na pierwszy rzut oka, akryl nie grzeje. Co gorsze – pozwala ciepłu Twojego ciała uciekać na zewnątrz. Nie pomogą grube sploty i warstwy. Choćbyś nawet zbudował/a z akrylowych swetrów igloo, nie będzie cieplej, ale szybko oblejesz się potem. Dlaczego? Z pow6odu kolejnego dużego minusa.
– niska higroskopijność, czyli zdolność wchłaniania wilgoci. Akryl nie gustuje w Twoim pocie. Zostawi go przy ciele. Jeśli po wejściu do pomieszczenia spocisz się jak mysz, to nie dlatego, że akryl tak grzeje, ale właśnie przez higroskopijność na poziomie 1% (dla wełny jest to 15%). Wełna w przeciwieństwie do akrylu ma również duże zdolności termoregulacyjne. To oznacza, że chłodzi, gdy na zewnątrz gorąco i grzeje, gdy zimno. Akryl nie ma tych magicznych właściwości. Podbiegniesz na autobus, zgrzejesz się, akryl odda ciepło na zewnątrz, ale nie wchłonie wilgoci. Pod grubą warstwą syntetycznej przędzy pokryje Cię warstwa zimnego potu, przykry zapach i uczucie lepkości.
– akryl mocno się „elektryzuje” (ładowanie elektrostatyczne), a więc nosząc go, a zwłaszcza ściągając i zakładając, igrasz z prądem.
– jest łatwopalny, w przeciwieństwie do wełny. Po kilku sekundach kontaktu z ogniem zacznie się palić i topić, a będzie to robił nawet po odizolowaniu od płomieni. To jedyny przypadek, kiedy akryl zdoła Cię ogrzać.
– miej świadomość, jak powstaje akryl. A powstaje z akrylonitrylu – żółtej lub bezbarwnej lotnej cieczy o duszącym zapachu (w kontakcie z wodą wydziela cyjanowodór), która ma silne działanie toksyczne. Powoduje poparzenia skóry i oczu. Długi kontakt z akrylonitrylem skutkuje śmiercią. Nie chcę Cię straszyć. Akryl to nie akrylonitryl. Chcę tylko byś wiedział/a, że Twój sieciówkowy sweterek powstał z substancji, która potrzebuje jednej iskry, aby zapłonąć, a po kontakcie z silnym promieniowaniem ultrafioletowym wybucha.
Tyle minusów. Teraz czas na…
PLUSY
+ akryl jest odporny na zagniecenia. Dzięki większej sprężystości włókien łatwiej „dochodzi do siebie” niż naturalna wełna.
+ łatwiej o niego dbać. Można prać w pralce i nie martwić się o wirowanie, czy temperaturę wody. Dla niektórych to istotna przewaga nad wełną czy kaszmirem z ich wysokimi wymaganiami pielęgnacyjnymi.
+ odporny na zakusy moli, grzybów i bakterii.
+ nie uczula. Jeśli masz tego pecha, że źle znosisz kontakt z naturalną przędzą wełnianą, akryl jest dla Ciebie alternatywą.
Tyle z wad i zalet. Tobie zostawiam ocenę, czy warto nosić akryl. Moim zdaniem na pewno nie w roli ochrony przed chłodem. Tu najlepiej sprawdzą się naturalne rozwiązania: wełna która od setek lat chroni szkockie owce przed zimnym oceanicznym wiatrem, czy kozy kaszmirskie przed mrozem Himalajów. Nie potępiam akrylu w czambuł. Nie skreślam też na wstępie do lumpa. Czasem znajdę tak piękny, tak wyjątkowy sweter z akrylu (często wintydż z czasów, gdy syntetyczne i sztuczne materiały były wyznacznikiem nowoczesności), że biorę go z pełną świadomością tego, że nie posłuży mi zimą, a raczej w okresach przejściowych: ciepłego przedwiośnia, czy podczas złotej jesieni.
Ostatnia rada, jaką mogę Ci dać przed połowem swetrów w lumpeksach to: zawsze sprawdzaj metkę ze składem. Jeśli jej brakuje (a to się zdarza ubraniom z drugiej ręki), zawsze ryzykujesz. Akryl bywa podstępny jak poliester. Potrafi udawać. Czasem znajdziesz go pod nazwami: poliakryl, acrilan, ascaryl anilana, czy orlon. Owszem możesz sprawdzić materiał po dotyku, ale z własnego doświadczenia wiem, że trzeba przemacać w życiu sporo tkanin, żeby wyrobić sobie w dłoniach sensor do rozpoznawania składu. Nie mniej jednak warto rozwijać te przydatną umiejętność. Zwłaszcza teraz, gdy producenci tkanin oszukują w kwestii składu materiałowego sprzedawanych produktów, czego dowiódł ostatni raport UOKiK.
Kończąc, życzę Ci powodzenia w lumpeksowych połowach. Oby morze lumpów darzyło Cię szlachetnymi wełnami. Jeśli chcesz pochwalić się zdobycznym swetrem, zapraszam na mojego Instagrama. Wrzuć zdjęcie lub filmik, oznacz hasztagiem #lumpsweter, a pokażę go innym miłośnikom jakości i stylu z drugiej ręki. Powodzenia.