Moda jak kobieta – zmienną jest. I jak fortuna kołem się otoczy. Na karuzeli zmian nie siedzą tylko kolory, wzory, kroje i dodatki, ale również znaczenia. Jak my nosimy ubrania, tak nasze ubrania noszą konkretne treści. A że nic nie trwa wiecznie, stara śpiewka zmienia się w nowy song. Co kiedyś było niesławą, dziś może być dumą.
Jak wielu modowych rozwiązań dotyczy to również pasków.
Kojarzycie „Księgę dżungli” Kiplinga? Pochodzi z niej ciekawy mit. Otóż na początku istnienia świata Pierwszy z Tygrysów zabił kozła i tym czynem sprowadził do dżungli śmierć oraz strach. Żadne ze zwierząt nie odważyło się wydać mordercy. Wówczas praojciec słoni Tha, stwórca świata, nakazał krzewom i pnączom napiętnować winowajcę. W taki sposób tygrys – pierwotnie złocisty – otrzymał hańbiące pręgi.
Tak oto pasy stały się piętnem. W średniowieczu nosili je odmieńcy i wykluczeni: skazańcy, bękarci, szaleńcy, trędowaci, kalecy, kuglarze, błazny, prostytutki, kaci… sama śmietanka. I nie dlatego, że gustowali w pasach. To prawo nakazywało im ubierać taki przyodziewek, a zakazywało pozostałym (w XIV wieku we francuskim Rouen skazano pewnego szewca na śmierć za noszenie pasów, a bulla papieska ostatecznie wyperswadowała karmelitom pasiaste płaszcze). Prawo ubierało w pasy również więźniów, aby łatwiej ich wypatrzeć w razie ucieczki i aby poza celą nie zapominali o kratach, co swoje przerażające apogeum znalazło podczas II Wojny Światowej.
Odbiór pasów zaczął zmieniać się w XVIII wieku. Za panowania Ludwika XVI wąskie paski zmieniły wielkie wzory na podium trendów. Po powstaniu Stanów Zjednoczonych nabrały również patriotycznego znaczenia, a wraz z Rewolucją Francuską zaczęły wyrażać bunt. Z czasem skojarzono je z morzem (styl marynistyczny) i modą plażową. Po wojnie weszły do mody codziennej dzięki pomysłom projektantów, m.in. Coco Chanel.
A dziś? Dziś można nosić paski bez wstydu, bez żenady, bez skrupułów, a jedyną Waszą winą będzie to, że przyfitujecie.
Katana
- biała bawełna
- białe lukrowane guziczki
- krój slim fit
- kieszenie: dwie zamykane na piersiach i dwie po bokach
- cena: 15 złotych
Koszula
- 100% bawełny
- materiał o luźnym splocie, który pozwala delikatnym podmuchom pieścić moje ciało
- krój oversize (kontrafałdy na plecach)
- błękitne paski przetkane błyszczącą nicią
- kieszonka na piersi
- cena: 1 złoty
T-shirt
- miękka bawełna
- gruby ściągacz przy szyi
- nie naszywka, nie naprasowanka, ale prawdziwy haft.
- bolid Formuły 1, złota nić i Monaco – czy można lepiej wyrazić miłość do drogich ubrań?
- cena: 9 złotych
Spodenki
- gruba bawełna
- kreatywna naszywka na małej kieszonce
- kupiłem je na Vintage Markecie na wyspie Tamka (relację z tego wydarzenia możecie przeczytać tutaj)
- Natalia z Cindy Vintage, która je wyszperała w Berlinie, znalazła w kieszeni bilet na metro. Data nie przetrwała prania, ale kto wie – może podczas swojego Tournee de Lump po berlińskich second-handach podróżowałem z poprzednim właścicielem spodni?
- cena: 30 złotych
I znów nie potrzebuję kalkulatora, żeby policzyć, jak bardzo wykosztowałem się na taki lumpfit. Właściwie to na parę lumpfitów, bo budując stylizację na warstwach mogę ją nosić na kilka sposobów. Zapytacie może: po co tyle warstw latem? Ale to latem pogoda bywa nieobliczalna jak moda. Krótkie rękawy t-shirtu i nogawki spodni pomogą mi przetrwać upały. Gdy zawieje mocniejszy wiatr, osłoni mnie lekka, cienka koszula, dotąd przewiązana w pasie. A jeśli dzień zmieni się w chłodną noc, na pociechę mam katanę z grubszej bawełny.
A co Ty sądzisz o tym zestawieniu? Się nada, czy przesada? Zostaw komentarz pod wpisem, jestem ogromnie ciekawy Twojej opinii.