O tym, że rok 2020 przejdzie do historii, nie trzeba nikogo przekonywać. A jak będzie z masowymi protestami w obronie praw kobiet w Polsce? Z ich modą? Nim spróbuję odpowiedzieć, przedstawię Wam subiektywny przegląd mody rewolucyjnej.
Nie skupię się na trendach, czy stylach, ale na poszczególnych elementach garderoby, które urosły do rangi symbolu. W chwilach jednoczących ludzi zastępowały sztandar albo transparent z hasłami. Stawały się manifestem i okrzykiem.
Historyk sztuki Quentin Bell napisał kiedyś, że „historia ubioru to historia protestów”. Uważam, że sporo w tym prawdy. Zmiany w dziedzinie mody bywały efektem nie tylko postępu technologicznego, czy karuzeli trendów, ale także zacierania się granic między różnymi grupami społecznymi i postępującej wolności. Niegdyś ubiór nie był tylko prywatną sprawą noszącego. Bardziej niż dziś stanowił etykietkę głoszącą, z kim ma się do czynienia. Arystokratę znać było po jedwabnych fatałaszkach, starozakonnych po czarnych chałatach, chłopstwo zaś po zgrzebnych sukmanach, a zasobność kiesy i surowość prawa regulowały, co można, a czego nie można na siebie włożyć (jak choćby pasiastych ubrań, o czym pisałem tutaj. Tylko w czasie karnawału, gdy świat stawał na głowie, mieszały się stany i stroje, chłop się przebierał za babę, biskup za żaka, a książę za żebraka.
Ale moda kładła nieraz ogień nie tylko między wysokie i niskie, bogate i biedne, ale również między stare i młode. Ileż to trendów wykwitło podlane buntem młodych ludzi? Hippie, grunge, czy inne style subkulturowe wyrosłe z gatunków muzycznych: punku czy rocka? Ubiór stanowił nie tylko rodzaj legitymacji członkowskiej, ale także niósł treść na zewnątrz grupy. Skórzana ramoneska, albo kwiecista koszula były jasnym komunikatem dla świata rodziców: „nie jesteśmy tacy, jak wy. Nie chcemy się ubierać, jak wy. Od pikolaków wolimy trampki, a zamiast białych koszul nosimy t-shirty”. Równie istotny co uznanie w oczach kolegów był grymas na twarzy babci.
Tyle tytułem wstępu. A teraz przedstawiam Wam listę słynnych modowych buntowników – takich ubrań, które przeszły do historii jako symbol sprzeciwu.
Czapka frygijska
Jeśli kojarzysz smerfy, kojarzysz też czapkę frygijską. Peyo (Pierre Culliford, twórca komiksu) kazał niebieskim stworkom biegać w takim właśnie nakryciu głowy – stożkowatej czapce ze szczytem zgiętym w przód. Tylko Papa Smerf nosił ją w kolorze czerwonym, pod którym przeszła ona do historii w czasie Rewolucji Francuskiej. Nim jednak przyjrzymy się wydarzeniom, które strącały z karków koronowane głowy, cofniemy się do czasów antycznych. Stamtąd bierze początek historia czapki frygijskiej.
Nazwę ukłuli dla niej starożytni Grecy. Sądzili, że owo dziwaczne filcowe nakrycie głowy pochodzi ze wschodu, z mody ludów Azji Mniejszej: Traków, Frygów (stąd nazwa), a nawet mitycznych Amazonek (wyobrażacie sobie waleczne Amazonki w czapkach smerfów?). Rzymianie zaś mieli swoją własną wersję wydarzeń. Twierdzili bowiem, że pileus (łacińska nazwa czapki) dotarł na półwysep Apeniński wraz z uchodźcami z Troi i uczynili z niego symbol wolności. To właśnie nakrycie głowy dostawał rzymski niewolnik podczas aktu wyzwolenia.
Do tej tradycji odwołali się francuscy rewolucjoniści wiele wieków później. Pierwsze udokumentowane użycie frygijki jako symbolu wolności to 1790 r., gdy zwieńczyła posąg narodu podczas festiwalu w Troyes i zawisła na włóczni pomnika bogini Libertas w Lyonie. Od tego momentu jej kariera nabrała tempa. Była noszona spontanicznie, dla zamanifestowania poglądów, okazania solidarności z uciskanym trzecim stanem (mieszczaństwo, chłopstwo) oraz jako element stroju obywatelskiego, który kolejne władze rewolucyjne próbowały rękami artystów skroić na miarę całego społeczeństwa. Czapkę frygijską miała na głowie Wolność ze słynnego obrazu Delacroix, ma ją do dziś Marianne – narodowa alegoria Francji. I tak przez lata rosła sława frygijki, obrastając w mity. Jeden z ciekawszych mówił, że czapki te robiły na drutach kobiety zwane Tricoteuse, siedząc sobie obok gilotyn, gdy ostrza hurtowo oddzielały od karków nie dość rewolucyjne głowy.
Wszystko skończyło się jak w przypadku wielu innych symboli, gdy wygasł żar emocji, a Historia rękami Bonapartego wybiła rewolucji zęby i spiłowała pazury. Frygijkę okrył kurz z pól przegranych bitew, przestała rozgrzewać głowy i łopotać w dłoniach wyciągniętych w geście sprzeciwu. Została symbolem, alegorią, mitem oraz nieodłącznym elementem smerfiej fizjonomii.
Beret
Pozostajemy wśród nakryć głowy. Opowiem wam, jak beret – obowiązkowe akcesorium pobożnej babci – stał się symbolem mody zbuntowanej oraz polityczną deklaracją. Beret bowiem niejedno ma oblicze i potrafi zdobić bardzo różne głowy: zarówno regulaminowo podgolone, jak i te w artystycznym nieładzie. Głowy konserwatystów, ale też anarchistów. Statecznych dziadków i nie-statecznych studentów. Małych dziewczynek i wielkich osiłków.
Historia beretu to piękny przykład jak różnymi ścieżkami potrafi chadzać moda. Swój pochód przez ludzkie głowy beret zaczął w czasach starożytnych. Już w połowie drugiego tysiąclecia przed naszą erą wkładali go na głowę antyczni Kreteńczycy. Z czasem stał się symbolem warstw wykształconych społeczeństwa, elementem stroju żaków, bakałarzy i doktorów. Dopiero renesans wciągnął beret na głowy opromienione blaskiem władzy. Strojono go wówczas piórami, czy perłami, co możemy zobaczyć m.in. na portretach Henryka VIII. Do Polski modę na berety przywiodła ze sobą królowa Bona, która parała się influenserstwem, zanim to było modne.
Karierę militarną, istotną w kontekście symboliki sprzeciwu, beret zaczął robić już w XVI w., kiedy zwiedzał pola bitew całej Europy na głowach landsknechtów (oddział piechoty do wynajęcia). Nie był jednak wtedy oficjalnym elementem umundurowania, a jedynie oryginalnym dodatkiem do ekstrawaganckich strojów piechurów.
Klasyczna wersja beretu z antenką bierze swój początek z Pirenejów, a dokładniej z prowincji Béarn. Francusko-hiszpańskiego pogranicza, gdzie pasterze grzali nim skronie w zimne wieczory. Doceniając walory termoregulacyjne wełnianych beretów armia francuska w 1889 r. włączyła je do umundurowania Chasseurs Alpins – oddziałów piechoty stacjonujących w górach. Od tamtej pory beret zawitał na wojskowych głowach, szczególnie w siłach pancernych i zmotoryzowanych.
Dzięki militarnym skojarzeniom oraz ludowemu pochodzeniu beret zdobył serca wielu lewicowych rewolucjonistów. Klasyczny przykład stanowi zdjęcie, które w 1960 r. Alberto Korda zrobił Che Guevarze. Bujną czuprynę bojownika wieńczy czarny beret z czerwoną gwiazdą. Na głowie Guevary beret wjechał do modowej popkultury i trafił na tysiące młodzieżowych t-shirtów, koszul czy kurtek.
Inna organizacja polityczna, która uczyniła z beretu swój znak rozpoznawczy, to Czarne Pantery. Jej członkowie w latach 60. I 70. walczyli w USA w obronie praw czarnoskórej mniejszości. Do tej tradycji odwołała się w 2016 Beyonce na gali Super Bowl, gdy występujące wokół niej tancerki nosiły czarne berety.
Na koniec dodam, że przez długi czas beret był typowo męskim dodatkiem. Dopiero sufrażystki walcząc o równouprawnienie wciągnęły go na kobiece głowy.
T-shirt
T-shirt to najbardziej demokratyczny element garderoby. Może go nosić każdy bez względu na płeć, pochodzenie, status społeczny czy zamożność. Jest tani w produkcji i uniwersalny, stąd jego popularność. Karierę zaczynał jako bielizna skrzętnie chowana pod koszulami. Pojawić się wówczas w t-shircie publicznie stanowiło skandal porównywalny do paradowania w samych gaciach. Dopiero pierwsza połowa XX w. przyniosła zmiany, gdy ludzi oswoiła z t-shirtem moda robotników i marynarzy.
W czasie II Wojny Światowej koszulki zaczęto masowo produkować na potrzeby wojny m. in. przez firmy Hanes i Union Underwear. W 1942 r. powstał specjalnie dla amerykańskiej marynarki (US Navy) model „T. Type Shirt”, który dał nazwę współczesnemu t-shirtowi. Uważa się również, że słowo „koszulka” wprowadził do angielszczyzny Francis Scott Fitzgerald, który użył je w powieści „Po tej stronie raju”.
Po wojnie kariera t-shirtu nabrała tempa i rozmiarów. Mając takich ambasadorów jak Marlon Brando („Tramwaj zwany pożądaniem”), czy James Dean („Buntownik bez powodu”) i namaszczenie Hollywood, t-shirt stał się nie tylko pełnoprawnym elementem męskiej garderoby, ale jej ozdobą. Lata 60. wraz z nowymi technologiami, powstaniem sitodruku uczyniły z koszulki nośnik treści m.in. pacyfistycznych – jako wyraz sprzeciwu wobec wojny w Wietnamie. Od tego momentu t-shirt stał się też transparentem noszonym w celu wyrażenia własnych poglądów.
Do historii przeszły te przykłady buntowniczych t-shirtów, które do oczu świata podniosły kobiety. 1984 roku Katharine Hamnett, angielska projektantka mody spotkała się z ówczesną premier Margaret Thatcher. Na tę okazję włożyła t-shirt z napisem „58% Don’t Want Pershing”, który wyrażał brak społecznego poparcia dla brytyjskiej polityki zbrojeniowej i zainstalowania na Wyspach amerykańskich pocisków zdolnych przenosić ładunki nuklearne. Echo tego manifestu sprawiło, że inni projektanci zaczęli częściej ozdabiać swoje t-shirty treściami zaangażowanymi społecznie (np. Malcolm McLaren i Vivienne Westwood).
Do głośnego przykładu z ostatnich lat należy t-shirt Gucci z kolekcji wiosna / lato 2017. Autorka Maria Grazia Chiuri umieściła na nim hasło „We Should All Be Feminists”, będące równocześnie tytułem książki nigeryjskiej pisarki Chimamandy Ngozi Adichie.
Parasolka
Kariera parasolki jako symbolu sprzeciwu to historia ostatnich czasów. W 2014 roku wybuchły w Hongkongu protesty przeciwko zmianom systemu wyborczego zaproponowanym przez władze Chin. Służby porządkowe zareagowały użyciem gazu łzawiącego. Taka reakcja zmusiła protestujących do zadbania o własną obronę. Zaczęto ubierać na protesty kaski, ochraniacze oraz zabierać ze sobą parasolki. Te bowiem świetnie nadawały się do odpierania ataków gazowych i chroniły protestujących przed monitoringiem, a co za tym idzie – późniejszymi represjami. Ruch sprzeciwu mieszkańców Hongkongu przeciw władzom chińskim nazwano w zachodnich mediach Ruchem Parasolek.
Pojawiły się one również w czerwcu tego roku podczas protestów w Seattle. W przeciwieństwie do morza kolorowych parasolek w Hongkongu, w największym mieście stanu Waszyngton protestujący wznosili różowe parasolki na znak protestu przeciwko brutalności policji i w obronie praw kolorowych mniejszości w USA.
W Polsce czarna parasolka stała się symbolicznym orężem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i tych wszystkich, którzy występują w obronie praw kobiet. Zaczęło się w 2016, gdy sejm odrzucił obywatelski projekt liberalizacji prawa antyaborcyjnego i zajął się procedowaniem ustawy to prawo zaostrzającej. Efektem były masowe protesty w całej Polsce nazwane „Czarnym poniedziałkiem”, gdy tysiące kobiet manifestowały swój sprzeciw z czarną parasolką w dłoni. Skąd taki pomysł? Pewien wpływ mogły mieć protesty w Chinach, gdzie parasolka sprawdziła się również jako obrona przed gazem i identyfikacją. Często jednak w kontekście polskich demonstracji przywoływana jest historia polskich sufrażystek, które na początku XX w. domagały się praw politycznych. Miały parasolkami właśnie stukać w okna Józefa Piłsudskiego, który później dekretem Tymczasowego Naczelnika Państwa nadał kobietom w Polsce czynne i bierne prawo wyborcze.
Co przejdzie do historii jako symbol obecnych protestów w Polsce? Czas zadecyduje i nasza społeczna pamięć. Czarna parasolka jest solidnym kandydatem, choć widzę również szasnę dla czarnych maseczek z czerwoną błyskawicą zaprojekowaną przez graficzkę Olę Jasionowską. To bowiem symbol wyjątkowości tego ogromnego aktu sprzeciwu, do którego okazania ludzie zmuszeni zostali w czasie pandemii COVID-19. W obronie własnych praw musieli zaryzykować zdrowiem i życiem swoim oraz bliskich. Maseczka choć zakrywa usta, to ich nie zamyka. Pokazały to tysiące ludzi protestujących na ulicach i placach wielu miast i miasteczek w całej Polsce.
A Ty jak myślisz? Co zostanie modowym symbolem tych protestów? A może uważasz, że coś jeszcze powinno dołączyć do tej listy? Zostaw komentarz pod wpisem.