Nowości, Poradniki

NAJLEPSZE WEŁNY Z LUMPA

Dziś zabiorę cię do świata najlepszych i najdroższych wełen. Prowadzi do niego wiele dróg, nieraz długich i trudno dostępnych. Ze mną przejdziesz drogą na skróty – krótszą, ale wcale nie łatwiejszą. Bo wiedzie przez lumpeks.

Gdy byłem jeszcze mały Miki, a w lumpie dopiero raczkowałem, myślałem sobie, że znalezienie tam marynarki, która będzie na mnie dobra jest bardziej niż mało prawdopodobne. Nawet pogodziłem się z faktem, że współczesna marynarka to tylko nówki z sieciówki, bo w tych z lumpa wyglądam jak z teledysku do Jożina z Bażin – grube, wełniane kraciaki, o kroju kwadrat fit, z rękawami do łokci, trzema guzikami i klapami na całą klatę. A wtedy jeszcze nie umiałem w wintydż.

Z czasem łaskawy Lump mnie wyjaśnił. Otworzył mi oczy i pozwolił widzieć. Ale ja patrzyłem na metki. Szukałem marynarek z zagranicznych sieciówek, szczęśliwy, że oto są, już nie podziadkowe, przedpotopowe, ale współcześniaki – modne, w trendzie i w ogóle. Kupowałem więc. Nosiłem. Zadowolony, że ubijam interes życia, bo te drogie w sklepie mam za grosze w lumpie. Dziś wiem, że materiał tamtych marynarek nie wart był funta kłaków z owczego tyłka, a prawdziwa jakość, prawdziwa wartość nieraz przechodzi nam koło nosa.

Jeśli nie chcesz, żeby ominął cię czuły dotyk najdelikatniejszych wełen, to czytaj dalej. Opowiem ci o trzech renomowanych manufakturach tkackich, których materiały złowiłem w lumpeksie. Pokażę ci, czego szukać i na co zwracać uwagę. A jeśli pewnego dnia podczas połowu wpadnie ci w dłonie wełna oznaczona metką tych tkalni, przypomnij sobie o tym poradniku i powiedz szeptem: „lumpsetter, ty skurczybyku…”

A potem bierz.

Nawiasem pisząc: poradnik ten przygotowałem nie tylko dla panów, ale również dla pań. Bowiem to właśnie panie, bardziej niż panowie, tchnęły nowego ducha w wintydżowe męskie marynarki. Noszone na celowo przesadzonym oversizie, zebrane w talii wyrazistym paskiem, upodobnione do dwuczęściowego kostiumu wyglądają stylowo i szalenie kobieco. Możecie się śmiać, że mnie porusza romantyzm lumpów, ale powrót na łono mody, jaki panie zgotowały tym zapomnianym i obśmianym marynarkom z lat 80. i 90., wzrusza mnie i porusza. Chylę czoła. I rąbka tajemnic najlepszych na świecie producentów wełen. Oto oni:

VITALE BARBERIS CANONICO

Wszystko zaczęło się w Biella – małym włoskim miasteczku położonym na północ od Turynu, u podnóża Alp. A zaczęło całkiem dawno, bo już w czasach antycznych, gdy na szczodrze zasilanych górską wodą pastwiskach zaczął kiełkować przemysł tkacki. Włoscy rzemieślnicy wykorzystali dogodne położenie miasteczka. Woda z gór poiła trawę, trawa karmiła owce, owce dawały wełnę, którą tkały krosna napędzane młynem poruszanym wodą z gór. Biella stała się więc wełnianym sercem Italii. Dziś w branży tekstylnej pracują tu całe rodziny, nieraz przez wiele pokoleń. Jeśli przyjedziesz do Biella w marynarce, nie zdziw się, gdy podczas rozmowy z miejscowym, ten sprawdzi dotykiem jakość twojej wełny. Lokalsi chwalą się nawet, że potrafią wyczuć, skąd pochodzi dany materiał. I tutaj właśnie, na północy miasteczka powstał zakład rodziny Barberis.

Słynna włoska manufaktura tkacka obchodziła niedawno jubileusz 350-lecia istnienia. Nie, to nie literówka. Trzysta pięćdziesiąt lat wytwarzania wełny! Kiedy mój praszczur orał czarnoziemy ubrany w lnianą sukmanę, rodzina Barberis handlowała przędzą i to nie z byle kim. Najstarszy dokument w archiwach rodu donosi, że w 1663 r. Ajmo Barbero sprzedał księciu Sabaudii „saia grisa” – szarą wełnę. Na pewno nie na marynarkę, ale to znamienne, bo dziś szary jest jednym z trzech najpopularniejszych kolorów garnituru. Poza tym dokument ów poświadczał mistrzostwo w farbowaniu wełny, czym nie każdy ówczesny zakład mógł się pochwalić.

Lata mijały, następowały po sobie epoki i trendy, zmieniał się świat, a wraz z nim firma rodziny Barberis. XIX wiek, wiek pary, przyspieszył rozwój, powiększając produkcję o nowe zakłady. Pojawiły się nowe krosna i mechaniczne ramy. Na początku XX w. dzięki elektryczności udało się skupić cały proces produkcyjny w jednym zakładzie. W 1915 roku firma rodziny Barberis była w stanie wytworzyć 300 tys. kilogramów przędzy, którą z sukcesem eksportowała poza Europę, m. in. do Chin i obu Ameryk. Pierwsza wojna światowa przyniosła firmie lukratywne zamówienia wojskowe, dzięki czemu powstały nowe fabryki. Jednak światowy kryzys i narodziny faszystowskiej dyktatury wstrząsnęły firmą. Po ograniczeniu produkcji i przetasowaniach u steru, powstała marka, którą znamy dziś – Vitale Barberis Canonico.

W latach 70. firma weszła na giełdę, postawiła na eksport i ciągłe udoskonalanie technologii produkcji, zyskując tym coraz większą renomę i rozpoznawalność, czego zwieńczeniem były wizerunkowe sukcesy z początku XXI w., gdy firmą zarządzało trzynaste pokolenie rodu Barberis. W 2012 Ferrari zaproponowało firmie współpracę w projekcie personalizacji swych aut tkaninami Vitale Barberis Canonico. Rok później potomkowie Ajmo Barbero wprowadzili firmę do Les Hénokiens, międzynarodowego stowarzyszenia rodzinnych firm z co najmniej dwustuletnią historią. W tym samym roku Vitale Barberis Canonico wyprodukowało 9 milionów metrów najlepszych wełen.

Ja wyszperałem dwa metry (tyle mniej więcej schodzi na uszycie marynarki) w lumpie w Paryżu, o czym pisałem już w tym artykule. To, co przekonało mnie do zakupu, to właśnie tkanina. Nie wzór (takich kratek księcia Walii jak psów na wintydżowych marynarach), nie cena (jeden euro), ale dumna metka z napisem Vitale Barberis Canonico – znak jakości i stempel dobrego gustu.

LORO PIANA

Loro Piana znaczy luksus. I obłędne ceny. Żadna inna metka nie pasuje lepiej do jachtów, drogich aut i alkoholi z imionami koronowanych głów w nazwie, jak właśnie ta z napisem „Loro Piana”. Aby poznać początki tej włoskiej manufaktury tkackiej, znów przeniesiemy się do regionu Biella, a dokładniej do gminy Trivero. To tutaj w latach 20. XX w. Pietro Loro Piana założył rodzinną firmę, która z handlu wełną przerzuciła się na jej wytwarzanie.

Co stało się kluczem do sukcesu w regionie, w którym niemal wszyscy żyją z wełny? Jakość. Ci goście nie zadowalali się półśrodkami. Sprowadzali przędzę z najlepszych australijskich i nowozelandzkich hodowli. Inwestując w technologię doprowadzili proces produkcji do perfekcji. Dzięki temu z czasem zwróciła na nich uwagę branża haute couture (wysokie krawiectwo) i wełny Loro Piana zaczęły trafiać na wybiegi największych domów mody.

Loro Piana nie bawi się w outsourcing. Kontroluje cały proces produkcji, począwszy od hodowli. I to właśnie pierwszy etap powstawania wełny stanowi oczko w głowie właścicieli marki. Pozyskują runo merynosów (gatunek owiec dający jedną z najlepszych wełen) z Australii i Nowej Zelandii, kóz kaszmirskich z Mongolii i wełny wigonii z Peru. Te dwa ostatnie surowce są warte szerszego omówienia, bo sprawiają, że ceny wykonanych z nich produkty Loro Piany idą nieraz w dziesiątki tysięcy euro.

Włoska marka szczyci się wyjątkową jakością cennej odmiany kaszmiru – baby cashmere. To wełna o bardzo delikatnym, cienkim włóknie i rewelacyjnych właściwościach termoregulacyjnych. Nie tylko dlatego jest taka cenna. O jej wartości decyduje również ograniczona podaż. Baby cashmere pozyskuje się poprzez wyczesywanie z „brzuchów” młodych kóz kaszmirskich. Można to zrobić tylko raz i u kozy, która nie przekroczyła 12 miesiąca życia. Potem daje ona „zwykły” kaszmir – rocznie ok. 200-250 g wełny.

Wełna z wikunii to już Himalaje jakości. Nie ma lepszej i droższej wełny. Ubrania z niej zrobione kosztują tyle co dobry samochód. Pozyskuje się ją z runa wikunii andyjskiej – ssaka spokrewnionego z lamą i alpaką. To piękne zwierzę w połowie XX w. w skutek kłusownictwa znalazło się na skraju wyginięcia. Loro Piana wsparła starania lokalnych rządów w zachowaniu gatunku, czego zwieńczeniem było otwarcie w 2008 r. rezerwatu im. dr. Franco Loro Piana, gdzie na 2 tys. hektarów wikunie żyją na wolności. Dało to również firmie niemal całkowitą wyłączność na pozyskiwanie tej drogocennej wełny.

Ile jest warta Loro Piana? O tym mogliśmy się dowiedzieć, gdy w 2013 r. 80% udziałów zakupił francuski koncern LVHM (właściciel takich marek jak: Louis Vuitton, Givenchy, Dior, Celine, Fendi, czy Kenzo). Bernard Arnault zapłacił za włoską firmę dwa miliardy euro, pozostawiając w rękach braci Sergio i Pier Luigi Loro Piana 20% udziałów. To pozwoliło zachować firmie rodzinnych charakter i roztoczyło nad nią finansowy parasol wielkiego koncernu.

Markę Loro Piana poznałem podczas pracy w jednym z butików z elegancką modą męską. Wiele przyjemnych chwil spędziłem przeglądając próbniki z tkaninami, z których klienci mogli uszyć garnitur na miarę. Wtedy to charakterystyczna metka z napisem Loro Piana wdrukowała się w moją pamięć jako symbol jakości i luksusu. Rozpoznam ją wszędzie. Nawet w sopockim lumpeksie, gdzie znalazłem czarną marynarkę marki Carlo Visconti.

Metka z wewnętrznej strony poły poinformowała mnie, że trzymam właśnie w dłoniach wełnę z linii Summer Tasmanian. Materiały z tej kolekcji to super lekka i przewiewna mieszanka wełny o skrętności 150s (średnica włókna nie przekracza 16 mikronów. Twój włos na grubość ok 50 mikronów) oraz jedwabiu 600 (jeden z najdelikatniejszych. Kilogram nici z tego jedwabiu można rozwinąć do 570 km. Z Wrocławia do Białegostoku i jeszcze zostanie).

Gdy przymierzyłem marynarkę i okazała się dobra, zalśniło nade mną światło i rozległy się anielskie śpiewy, bo oto wygrałem na lumpeksowej loterii. Do tej pory znajdowałem w second-handach marynarki z wełny Loro Piana, ale były albo w bardzo złym stanie, albo z grubej wełny i tak wintydżowe, jakby materiał wyszedł spod ręki samego Pietro Loro Piana. Szybko więc zostawiłem na ladzie dwadzieścia złotych, zapakowałem skarb do plecaka i wyszedłem szczęśliwszy o jedno spełnione lumpeksowe marzenie.

A tydzień później już we Wrocławiu znalazłem coś jeszcze lepszego.

ERMENEGILDO ZEGNA

Pozostajemy we włoskim Trivero. To tutaj żył i naprawiał zegarki Angelo Zegna. Nie wiodło mu się najgorzej, ale to nie zębatki i przekładnie uczyniły jego nazwisko sławnym. Zrobił to najmłodszy z dziesięciorga dzieci – osiemnastoletni Ermenegildo. W 1910 r. z pomocą braci i za pieniądze ojca założył fabrykę wełny. Postawił przed sobą dwa cele: nowoczesna produkcja i najlepszy surowiec. Sprowadził z Anglii maszyny, a wełnę z Australii, Mongolii i RPA.

Lata międzywojnia to dla marki Zegna okres stabilnego rozwoju. Firma zaczęła eksportować tkaniny do Stanów Zjednoczonych. Drugie pokolenie rodziny Zegna rozwinęło ten pion swojej działalności oraz uzupełniło o gotowe już ubrania i usługę szycia na miarę. Mimo światowych sukcesów firma nie zapomniała o swoich korzeniach. Ermenegildo słynął z przywiązania do Trivero i działalności filantropijnej. Wybudował w rodzinnym mieście szpital, szkołę, basen i drogi. Przykazał również swoim dzieciom i wnukom, by firma pozostała własnością rodziny i tak jest do dzisiaj, gdy ster dzierży już trzecie pokolenie rodu Zegna.

Co decyduje o wyjątkowości marki? Oczywiście wełna. Zegna może zadbać o jakość włókna od samej cebulki włosa. Posiada bowiem własną farmę Achill w Australii, gdzie na powierzchni 2,5 tys. hektarów hoduje ponad 12 tys. owiec merynosów. Nie musi więc iść na kompromisy, również w kwestii dbania o zwierzęta, których zdrowie przekłada się na jakość oferowanych materiałów.

Dojście do steru trzeciego pokolenia rodziny Zegna to okres ciągłego rozwoju. Marka przejęła drobne, obiecujące firmy (włoska Agnona, Bonotto, czy światowej klasy producent dżerseju Dondi) oraz wkroczyła na nowe rynki – jako pierwsza z marek luksusowych otworzyła swój butik w Pekinie. Od 2013 r. Zegna współpracuje również z producentem samochodów Maserati, dbając o prestiż wyposażenia wybranych modeli.

Ermenegildo Zegna to jeden z największych pod względem przychodu producentów odzieży luksusowej. Sieć ok. 480 sklepów w ekskluzywnych lokalizacjach decyduje o sukcesie marki (90% sprzedaży to eksport). Wysoka jakość przekłada się na niemałą cenę. Gotowy garnitur Ermenegildo Zegna kosztuje od 1,5 do 4 tys. euro. Ten, który kupiłem w lumpeksie, nie był oczywiście uszyty przez krawców marki Zegna, ale z jej wełny. Wykonanie to już robota niemieckiego Hugo Bossa.

Znalazłem go w jednym z wrocławskich lumpeksów. Przeglądnąłem górny wieszak, ale nie znalazłem niczego ciekawego. Już miałem odpuścić, gdy spostrzegłem na dolnym wieszaku, gdzieś w kącie kilka marynarek. Wyciągnąłem „na wierzch” brązową, bo to rzadszy kolor niż oklepana trójca: granat/szary/czarny. Odwinąłem jedną klapą i zobaczyłem metkę Hugo Boss. Nieźle, mam już garniak i marynarkę od Bossa. Dobrze leżą i powstały z przyzwoitej wełny.

Odwinąłem drugą klapę i poczułem, jak czas w lumpeksie zwalnia. Oglądałem metkę z każdej strony, sprawdzając, czy to nie podróbka, czy to nie jakieś jaja i zaraz wyskoczy ktoś z ukrytą kamerą. Nawet w najbardziej mokrych modowych snach nie oczekiwałem od Lumpa takiej łaski. Takiego prezentu od losu. Pamiętam, jak przeglądałem u znajomej krawcowej próbnik z tkaninami od Ermenegildo Zegna, marząc, że kiedyś będę tak obrzydliwie bogaty, by pozwolić sobie na noszenie ich wełny.

Tamtego dnia moje bogactwo wyceniałem na trzydzieści złotych. Tyle zabrałem na zakupy w lumpie i tyle zostawiłem za brązowy garnitur Hugo Boss uszyty z jednej z najlepszych wełen na świecie. Jeśli wyczerpałem tym limit szczęścia, to w porządku. Przyjmuje to z pokorą. Tyle mi wystarczy.

Co nie znaczy, że przestanę szukać. O nie, jest jeszcze miejsce w mojej szafie na inne świetne wełny choćby marki Scabal, czy Holland&Sherry. Lump da, a los zrządzi, to napiszę kiedyś i o nich.

Jeśli dotarłeś aż tutaj, to już wiesz, czego szukać w lumpie. Jeśli podczas połowu błyśnie ci w oczy metka Vitale Barberis Canonico, Loro Piana czy Ermenegildo Zegna, to bierz, bo to wełna najlepsza z najlepszych. To jakość, historia i wartość zaklęte w materiale. Trzymam kciuki za twoje szczęście. A może już masz w swojej kolekcji coś tak świetnego? Z chęcią poczytam o tym w komentarzach.

Ogromne podziękowania dla mojego ziomka, Michała Glapy, za wspólną sesję. Bez twojego oka i profesjonalnej ręki ten garniak nie mógłby tak zabłysnąć przed moimi czytelnikami.

Zapraszam Was na stronę Michała – www.mglapa.pl oraz na konto IG, gdzie możecie się zapoznać z jego twórczością. Polecam zwłaszcza przyszłym parom młodym.

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agata
Agata
3 lat temu

Dziękuję Ci za ten wpis, Twój blog bardzo mnie inspiruje 😊
Właśnie dzięki niemu wiem, czego szukać w lumpie.
Wczoraj, szukając męskiej, „delikatnie przerośniętej” marynarki do przewiązywania jej w pasie paskiem, znalazłam jedwabno- wełniane, szare i bardzo miękkie, idealnie na mnie pasujące cudo z wełny Ermenegildo Zegna 😊 Takich połowów życzę sobie, Tobie i każdemu czytelnikowi regularnie!