Jak lew jest królem sawanny, tak styl safari jest królem letnich looków. Dlaczego? Bo jak mówiła Coco Chanel: „moda przemija, styl pozostaje”. Wszedł w latach 60. i został do dziś. Na pożegnanie lata przedstawiam Wam lumpfit w klimacie kolonialnym.
W historii mody dochodzi nieraz do mefistofelicznej przewrotności – z czegoś złego powstaje coś dobrego. Wiele stylów dźwiga hańbiący bagaż – np. paski będące stygmatem społecznego wykluczenia (o czym pisałem tutaj), czy kurtka Mao, narzędzie odczłowieczającej uniformizacji. Jak z gleby użyźnionej gnojem wyrasta piękny kwiat, tak pasy stały się podstawą stylu nadmorskiego, a marynarką a la Mao Pierre Cardin pchnął modę na nowe tory, dając początek modzie unisex. Dlaczego o tym wspominam? Bo również styl safari ma swoje za uszami.
Powstał dla wygody i bezpieczeństwa białych kolonizatorów Afryki i Dalekiego Wschodu. Europejczycy trafili na te lądy nie w celach krajoznawczych, ale dla podboju i eksploatacji zasobów. Szarogęszenie się w cudzym domu wymaga stałej czujności, nigdy nie wiadomo, kiedy gospodarz straci cierpliwość. Stąd militarny charakter mody safari. Miała wspierać walkę nie tylko z tubylcami, ale również z nieprzychylną naturą. Moskity potrafiły stanowić większe zagrożenie niż zbrojny bunt Zulusów.
Dynamiczny rozwój stylu safari przypadł na okres kształtowania się nowoczesnej elegancji głównie pod dyktatem angielskiego stylu. Dandysi, którzy w Harris tweedach, surdutach i pod melonikiem paradowali wśród mgieł Albionu, nie chcieli rezygnować z szyku i w słońcu Bengalu. Co z tego, że temperatura przekracza 40 stopni, a wilgotność pozwala przeprać koszulę kręcąc nią młynka w powietrzu? Wystarczy zamienić wełnę na len i bawełnę, ciemne kolory zostawić w Londynie, na spacer po plantacji wdziewając beże.
Kolejnego kopa w wyścigach trendów dała stylowi kolonialnemu moda na polowania, której oddawali się bogaci Europejczycy i Amerykanie. Udoskonalenie broni palnej zdejmowało z barków tych macho in spe groźbę nazbyt bezpośredniego testu własnej odwagi. Nosząc beżowe portki, nie chcesz się przekonać, że mięśnie tygrysa są sprawniejsze od twojego zwieracza. A jeśli zawiodła broń, z pomocą szła kolorystyka kamuflażu (odcienie ziemi: brązy, zielenie, khaki) i biel chroniącą przed skwarem.
Niezły styl, nie ma co. Wyrosły z wieloletnich doświadczeń w zabijaniu dzikich zwierząt i dominowaniu niepiśmiennych tubylców. I może safari look przeszedłby do historii z łatką mody dla znudzonych snobów, gdyby nie kultura i popkultura. I jeden jeszcze człowiek – genialny kreator mody – Yves Saint Lauren, który w roku 1968 przygotował przełomową kolekcję w stylu safari. Poza nim dwóch jeszcze dżentelmenów wsparło ten trend – Ernest Hemingway na łamach literatury i Roger Moore na szklanym ekranie w trzech ekranizacjach przygód Agenta 007.
Dziś styl safari to głównie wygoda, elegancja i naturalne tkaniny. Czy można te wszystkie zalety znaleźć w second-handach? Oczywiście. Polowanie na lumpeksowe perełki przypomina bowiem safari, zwłaszcza latem. Oto, co mi udało się upolować:
KOSZULA
- kolor khaki (od połowy XIX w. oficjalny kolor brytyjskich mundurów w Indiach)
- czysta bawełna
- militarnego charakteru nadają jej kieszenie ze specjalną fałdą, dzięki której materiał łatwo się wybrzusza i może pomieścić coś więcej, niż bilet, wizytówkę, czy banknot
- zwróćcie uwagę na ciekawy, wycięty mankiet krótkiego rękawa
- cena: 5 złotych
LONGSLEEVE
- kolor beżowy
- wykonany z cienkiej, przewiewnej bawełny o luźnym splocie
- długi rękaw chroni przed słońcem, insektami i gałęziami
- rozciągliwy materiał nie ogranicza ruchu
- cena: 10 złotych
SPODENKI
- gruba bawełna chroni przed otarciami
- długość nad kolano ułatwia wspinaczkę (np. na drzewo) i ucieczkę (np. przed drapieżnikiem)
- 4 kieszenie plus kieszeń biletowa
- dodatkowe guziczki na pasku to już moja robota
- cena: 7 złotych
SZELKI
- to ukłon w stronę klasycznej mody, ku czasom, gdy spodnie nosiło się na barkach, a nie na brzuchu
- typ „Y” (pojedyncze mocowanie z tyłu)
- na blaszkach regulujących długość widnieje napis „made in England”
- skórzane zapinki
- wyłowione z vintage store’u Pick&Weight podczas zwiedzania lumpów w Berlinie
- cena: 8 euro
CHUSTA
- wykonana z cienkiego lnu
- zwieńczona frędzelkami
- chroni przed słońcem, piaskiem, wiatrem, można z niej zaimprowizować przenośną moskitierę
- cena: 5 złotych
Policzmy więc: 5+10+7+35+5=62 złote. Za pięć lumpów. Bądźmy szczerzy – safari to nie jest tanie hobby. Ale Twój lumpfit w stylu safari może być tani. Wystarczy, że wiesz, czego szukać i masz odrobinę szczęścia oraz cierpliwości. Aby upolować w lumpeksie najlepsze sztuki musisz być szybki jak gepard, sprytny niczym małpa, czujny jak antylopa. Musisz znać się na gatunkach, wiedzieć które okazy są rzadkie, a które zagrożone wyginięciem. Nie masz na to czasu? Zdaj się wiedzę i doświadczenie łowców wintydżu. Z ich pomocą upolujesz lumpfit, który posłuży Ci przez wiele sezonów. Bo styl safari wyjdzie z mody, jeśli z mody wyjdzie lato. A patrząc na postępujące ocieplenie klimatu, prędko to nie nastąpi.